Nie tracić czasu

Jarosław Latacz i Adam Nitka
Drukuj

ALEKSANDER SCHELLER"Jest u nas szara strefa i świadczenie byle jakich usług za byle jaką cenę" - Rozmowa z Aleksandrem Schellerem, prezydentem Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

Głównym powodem wprowadzenia licencji dla zawodów związanych z rynkiem nieruchomości było powstanie systemu edukacji w branży nieruchomości. Przed 1998 r. nie istniała edukacja w tej branży, ani na poziomie podstawowym ani na poziomie wyższym. Czy życie to potwierdziło?
Oczywiście – zakres zagadnień związanych z rynkiem nieruchomości jest ogromny. Aspekty ekonomiczne, prawne, podatkowe, zagadnienia merytoryczne z dynamicznie ewoluującego rynku nieruchomości wymagają wysokiego poziomu specjalistycznej wiedzy. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś odpowiedzialny chciał dzisiaj rozpocząć działalność bez ustawicznego kształcenia w tej dziedzinie rynku.

Aby uzyskać licencję trzeba było przejść pewien minimalny system szkolenia i zdając egzamin potwierdzić swoje kwalifikacje do pracy na rynku nieruchomości. Jak proponowana likwidacja licencji wpłynie na system edukacji?
W każdej dziedzinie działalności gospodarczej należy posiadać odpowiedni poziom wiedzy. Jednak natura ludzka jest ułomna i brak przymusu do kształcenia wpływa pośrednio i bezpośrednio na poziom świadczonych usług. Likwidacja licencji na pewno spowoduje rozmontowanie sprawnie funkcjonującego obecnie systemu kształcenia pośredników polskich.

Jaki jest pański pogląd na istniejący system licencji?
System licencji zawodowych funkcjonuje w miarę dobrze. Obowiązek wyższego wykształcenia, studia podyplomowe i praktyka zawodowa, mimo liberalnego charakteru (brak weryfikacji wiedzy w postaci egzaminu) jest wystarczającą gwarancją wymaganej w tym zawodzie wiedzy. Należałoby rozważyć, czy możliwość uzyskania licencji powinny mieć osoby ze średnim wykształceniem. Jednak taka możliwość bezwzględnie powinna być związana z koniecznością zdawania egzaminu potwierdzającego poziom wiedzy. Sądzę, że ideałem w naszej branży są uprawnienia zawodowe nadawane przez renomowane organizacje zawodowe, które stanowią prestiżowy wyróżnik rynkowy. Taki system panuje w większości krajów europejskich. Sztandarowym przykładem są uprawnienia nadawane pośrednikom w obrocie nieruchomościami przez brytyjski instytut RICS, których posiadacze są elitą rynku nieruchomości. Polska Federacja Rynku Nieruchomości dąży do stworzenia takiego systemu, jednak do tego jest jeszcze daleka droga. Polski rynek nieruchomości jest w początkowej fazie rozwoju i musi upłynąć jeszcze wiele lat, zanim będzie to możliwe. W chwili obecnej licencje państwowe są najlepszym sposobem ochrony rynku i jego klientów.

Jako prezydent największej federacji skupiającej pośredników i zarządców nieruchomości, kontaktuje się pan z urzędami państwowymi. Jak pan ocenia tę współpracę, a bardziej jej efekty? Pytamy w kontekście ciągłych zmian prawa w zakresie regulacji tych zawodów?
Nieustanne i mało sensowne zmiany są najgorszą zmorą polskiego aparatu państwowego. Bezustanne nowelizacje prawa połączone ze zmianami na stanowiskach urzędniczych w ministerstwach przynoszą fatalne efekty. Na to wszystko nakłada się koniunkturalizm wynikający z rzucanych co chwila haseł politycznych. W efekcie mamy kompletny brak rozsądnego planowania w poszczególnych resortach. Dzisiaj obowiązuje hasło likwidacji licencji i żadne racjonalne argumenty nie są w stanie przemówić do rozsądku polityków i upolitycznionych urzędników wyższego szczebla. Organizacje zawodowe, zamiast zajmować się istotnymi problemami zawodowymi i wspierać swoich członków, zabiegają o spotkania z politykami i tracą czas i energię na przekonywanie urzędników, że białe to białe.

Jak pan ocenia działające do tej pory organizacje zawodowe rynku nieruchomości - federacje i stowarzyszenia - czy spełniają one oczekiwania?
Pracuję społecznie w zarządzie Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości już 6 lat kosztem swojej firmy i rodziny. Mam wrażenie jednak, że nie był i nie jest to czas stracony. Jednak obserwuję, że organizacje zawodowe w naszej branży cierpią na brak przede wszystkim młodych ludzi, którzy chcieliby poświęcić się szlachetnej idei pracy na rzecz innych. To jedno z najważniejszych wyzwań na przyszłość dla PFRN i zrzeszonych w niej stowarzyszeń.

Dlaczego do Polski tak trudno jest przenieść rozwiązania organizacyjne funkcjonujące na innych rynkach?
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. W listopadzie ubiegłego roku (jak co roku zresztą) brałem udział w Kongresie NAR – amerykańskiej organizacji zawodowej brokerów nieruchomości zrzeszającej 1,3 mln członków. Nawiasem mówiąc, jest to najliczniejsza organizacja zawodowa w USA. W jednej z dyskusji prowadzonych na temat MLS okazało się, że wprowadzanie tego narzędzia, bez którego dzisiaj żaden amerykański pośrednik nie wyobraża sobie pracy, odbywało się równie opornie, jak obecnie ma to miejsce w Polsce. Przechodząc na nasze podwórko, we wprowadzaniu w życie najbardziej oczywistych rozwiązań przeszkadza nam głównie nasza nieufność i podejrzliwość, odziedziczona po poprzednim systemie i tragicznych doświadczeniach historycznych. To się jednak szybko zmienia, a przeciągający się kryzys rynku nieruchomości ma swoje dobre strony, bo przyspiesza i ułatwia wprowadzenie lepszych rozwiązań.

Czy konkurencja firm, jaka panuje na rynku nieruchomości przekłada się na jakość oferowanych usług?
W każdej branży jest szara strefa i świadczenie byle jakich usług, za byle jaką cenę. Z tą rzeczywistością trzeba się oswoić. Co mają powiedzieć twórcy bestselleru filmowego Avatar, którego produkcja kosztowała ponad dwieście milionów dolarów, a pirackie nagrania jeszcze przed premierą obejrzało kilkaset tysięcy ludzi? Jednakże nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek dziedzina gospodarki mogła funkcjonować bez konkurencji. To właśnie dzisiaj jest czas na podnoszenie jakości usług i osiąganie przewagi konkurencyjnej na trudnym rynku. Przekłada się to niestety na wyższe koszty działalności, ale jest nieocenionym kapitałem na przyszłość. Żadna firma nie jest w stanie budować przyszłości w oparciu o doraźne działania.