Pośrednik za 1 %

Adam Nitka
Drukuj

Znane jest powszechnie przysłowie, że „..tanie mięso psi jedzą...”.  10-letniego  „malucha” można kupić za 1 tys. zł, za 10-letnie BMW trzeba zapłacić 20-30 tys. zł  i nikogo to nie dziwi, bo normalne jest, że za jakość się płaci.

Wynagrodzenie pobierane przez pośredników w obrocie nieruchomościami niezmiennie budzi emocje wielu klientów oraz dziennikarzy,  którzy żywią się krwią i sensacją.

Oczywiście na cenzurowanym są ci pośrednicy, którzy ośmielają się brać wynagrodzenie 3% za swoją usługę, natomiast pozytywnymi bohaterami są ci, którzy pracują za 1%. Jednocześnie w prasie ciągle można przeczytać  jacy to na rynku działają źli pośrednicy, którzy nie wiedzą co sprzedają, nie załatwiają dokumentów, wysyłają klientów samych i tylko wystawiają faktury do zapłaty.

Życie tak się układa, że ciągle trzeba wybierać. Korzystanie z usług pośrednika nie jest obowiązkowe. Ale jeżeli już ktoś się zdecyduje skorzystać z usługi pośrednika, to znowu ma wybór: -  iść do tego co pracuje za 1% (słyszałem już nawet, że niektórzy pobierają nawet 0,5%), albo do takiego, który pobiera 2,5-3,0%. Cała ta sytuacja jest prosta jak konstrukcja cepa. Wszystko zależy od tego, co kto woli? Czy chce mieć dobrze, bezpiecznie, kompleksowo załatwioną sprawę sprzedaży lub nabycia nieruchomości, czy chce tanio zapłacić?  Inaczej się nie da.

Rzetelnie wykonana usługa pośrednictwa to ogrom czynności, które pośrednik od momentu podpisania umowy z klientem wykonuje za własne pieniądze, czasami nawet przez rok, albo dłużej. Za solidną, profesjonalnie wykonaną pracę, należy się godziwe wynagrodzenie. Za darmo, ani dla idei nikt z nas nie pracuje. Z czegoś się musimy utrzymać my i nasze rodziny. Obserwuję od 28 lat rynek nieruchomości i przeżyłem już wielu pośredników, którzy pracowali za 1%. Dawno już słuch o nich zaginął - umarli z głodu. Taka jest po prostu opłacalność tego zawodu.

Podobne stawki za usługę pośrednictwa pobiera się na całym świecie. Ponad rok temu miałem okazję  zapoznać się z pracą pośredników w USA. Tam również od transakcji pobiera się łącznie 5-6% tylko, że pobiera się w całości od sprzedającego. U nas niestety utrwalił się durny system podziału prowizji między sprzedającego i kupującego, co jest zdecydowanie złym rozwiązaniem.

Zależność wysokości wynagrodzenia od ilości pracy do wykonania, jest czymś normalnym i uczciwym. Oczekiwanie, że ktoś będzie dla nas pracował za nieopłacalne wynagrodzenie jest albo naiwnością, albo „szukaniem jelenia”. Ale to już wymierający gatunek. Jeżeli więc ktoś, żeby zaoszczędzić, świadomie wybiera partacza lub oszusta, który za „nicnierobienie” pobiera 1%,  a ryzykuje przy tym dorobek całego życia, albo perspektywę spłaty kredytu przez 30 lat, to oczywiście ma do tego prawo. Tylko niech później nie płacze jak się okaże, że został przerobiony na szaro. Naiwnych nie sieją - sami się rodzą.