Magazyn Rynku Nieruchomości \

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Start Wywiady Nie tak Szybko - Rozmowa z Brunonem Bartkiewiczem, prezesem ING Bank Śląski

Nie tak Szybko - Rozmowa z Brunonem Bartkiewiczem, prezesem ING Bank Śląski

Email Drukuj

W segmencie kredytów hipotecznych czeka nas w tym roku wiele ciekawych rzeczy. "Proszę nie wierzyć, że kredyty hipoteczne uzyskuje się w ciągu dwóch, czy trzech dni. Nigdzie na świecie tak nie jest."

W jakim miejscu kryzysu jesteśmy obecnie?
Bez wątpienia jesteśmy na fali wzrostowej, jeśli chodzi o całą gospodarkę, jak i kondycję sektora bankowego. Tę falę określiłbym jako „nieogromnie dynamiczną”. Przechodzimy do wyższego wzrostu na spokojnej fali. Przyszłoroczny  wzrost gospodarczy  szacowany jest na 2,5 do 3 proc. PKB, choć może równie dobrze wynieść 2,2 proc.

Czyli jest tak, jak mówi rząd - dobrze?
Ta skala wzrostu powinna nas cieszyć. Powinna, ale… bez przesady. W przypadku takiego kraju jak Polska, czyli cywilizacyjnie „goniącego”, taki stopień wzrostu gospodarczego jest niewątpliwie niewystarczający. Przy takim wzroście nie zmniejszymy bezrobocia. Ten rok będzie zatem dla nas ciągle problematyczny, cieszyć będziemy się ze wzrostu gospodarczego, ale nie załatwimy żadnego ze swoich największych problemów. Nie zachłystujmy się więc tymi wskaźnikami. O euforii nawet nie mówmy. Tym bardziej, że oprócz bezrobocia rosnąć będzie problem niespłaconych kredytów. To zjawisko typowe dla wysokiego bezrobocia i ono będzie się u nas nasilało jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy. To będzie problem nie tylko dla banków.

Kilka miesięcy temu wywołał Pan burzę stwierdzając, że działające w polsce banki postępują nieetycznie. Co Pan miał wówczas na myśli?
Chodziło mi przede wszystkim o sposoby komunikowania się banków z otoczeniem. Wyraziłem swoje zaniepokojenie i troskę. Polscy bankowcy to w większości dobrzy ludzie, którzy chcą pracować w sektorze, gdzie obowiązują normy etyczne; w którym nie oszukuje się klientów. Taki jest nasz zawód. Nie wszystko jednak, co teraz obserwujemy, napawa optymizmem. Teraz jest kryzys, ale on nie może być usprawiedliwieniem nie do końca etycznych działań, tym bardziej, że miały one miejsce już wcześniej, kiedy nikt o kryzysie jeszcze nie wspominał. Kryzys jednak pogłębił wiele nieetycznych zachowań. Dla nas bankowców – to jest samobójstwo. Jeżeli naruszymy zasadę zaufania naszych klientów to… nie będzie dobrze. Dla klientów bankowcy to zaś ciągle jedna wielka grupa i nie chcę, żeby do całej branży przylgnęła łatka kłamców. Tak po prostu nie jest, ale z uogólnieniami trudno walczyć. To rozróżnienie zacznie następować, ale póki co, jesteśmy ciągle jedną wielką grupą.

Czy jesteśmy pod tym względem jakimś szczególnym miejscem na świecie?
Nie, podobne praktyki mają miejsce również na innych rynkach, ale mnie bardzo zależy na tym, aby to w Polsce uzdrowić sytuację. Niby dlaczego polskie banki nie miałyby być najlepsze na świecie? Ja chciałbym, żeby tak było.

A konkretnie. Proszę podać przykłady działań, które Panu się nie podobają.
Na przykład te wszystkie reklamy, które obiecują klientom złote góry, podczas gdy wiadomo, że… tak nie jest. Właściwa relacja jest taka, kiedy klient dokładnie wie i rozumie konsekwencje swoich działań. Zdobywanie klienta różnymi haczykami, które tak naprawdę niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, bo na dole umowy są zakreślone gwiazdką czy malutkim druczkiem obostrzenia, które go skutecznie z lansowanych korzyści eliminują, jest dla mnie działaniem nieetycznym. My nie jesteśmy od tego, żeby wykorzystywać mniejszą wiedzę naszych klientów.

Rok 2009 był dla banków czasem walki o depozyty klientów. Wcześniej wszyscy prześcigali się w ofertach kredytów hipotecznych. Co czeka nas teraz?
Trend, który będzie dominował w 2010 roku już widać. To będzie przyciąganie klienta i walka na rachunki bieżące. Założenie jest takie, że trzeba właśnie mieć tego klienta, bo oprocentowanie rachunków bieżących wróci do poziomów, nazwijmy to, normalnych, czyli takich, które przyniosła klientowi marżę. To jest walka o koszty depozytów i stały przychód na ten rok.

Czy wrócą do łask banków kredyty hipoteczne?
Hmm... Mam wrażenie, że w tym segmencie czeka nas najciekawsze.

To chyba dobrze? ING Bank Śląski przygotował przecież nową ofertę kredytów hipotecznych.
Tak, tylko że my tak, jak poprzednio, chcemy udzielać kredytów hipotecznych złotówkowych. Widać jednak wyraźnie, że do łask zaczynają wracać kredyty walutowe, choć tym razem nie we frankach szwajcarskich, ale w euro. To właśnie mnie martwi. My na pewno nie będziemy oferować kredytów denominowanych w euro.

Dlaczego?
No bo to są kredyty głęboko niebezpieczne dla klienta. Nie dla banku. Dla klienta. Przypomnę, że na kredytach walutowych najlepiej zarabiają banki. Ryzyko ponoszą jednak klienci, a czym to może się skończyć, mogliśmy się przekonać niedawno. Dlatego też będziemy ostrzegać klientów, ale… niewykluczone też, że będziemy w sytuacji bez wyjścia. Bank tej wielkości, co ING nie może nie dostrzegać tego, co dzieje się na rynku.

Czy zatem chcecie zachęcić klientów do zaciągania kredytów hipotecznych w złotych, skoro te w euro będą tańsze?

Powiemy klientom: drodzy państwo, widzieliśmy ostatnio dewaluację złotówki 50-60 procent. Jedynym, co was uratowało, to silny spadek stóp procentowych w Szwajcarii. Jeśli te dwie rzeczy nie zaistniałyby jednocześnie, to koszt kredytu urósłby o 5—60 procent i to w przeciągu nocy!!!

A czy będzie łatwiej, czyli tak jak poprzednio będzie można dostać kredyt hipoteczny?
Łatwo już jest. Proszę nie wierzyć, że kredyty hipoteczne uzyskuje się w ciągu dwóch, czy trzech dni. Nigdzie na świecie tak nie jest.

U nas tak było.
Tak, było, ale to jest wówczas rozdawnictwo. I na tym też polega zło, że przyzwyczajamy klientów do złych praktyk. To było zło.

Jak więc będzie wyglądał proces uzyskiwania kredytu?
Będzie się to odbywało według normalnych zasad, zgodnie ze sztuką bankową. Klient będzie musiał przejść wszystkie obowiązujące procedury i po ich spełnieniu otrzyma kredyt. Na pewno nie będzie to trwało dwa dni, bo w takim czasie nie ma szans nawet na to, by sprawdzić wszystkie dane klienta. Dzisiaj rynek cierpi z tego powodu, że w przeszłości mieliśmy do czynienia z falą rozdawnictwa. Przyzwyczajmy się do tego, że teraz kredyty nie będą już rozdawane, ale przyznawane.

Jaka jest skala problemu tzw. "Złych kredytów"?
My akurat nie mamy tego problemu, ponieważ zachowywaliśmy się konserwatywnie. Z tego co wiem, poziom stratności – czyli właśnie złych kredytów – jest u nas o przeszło połowę niższy, niż w innych bankach. Są więc banki, które straciły pięć, a nawet dziesięć razy więcej, niż my. Czyli zysku za te lata, podczas których media często biły brawo i przyznawały różne nagrody, już nie ma. My mamy zaś przyrost zysków z działalności kredytowej, którego nie obserwowaliśmy od dawna.

O ile więc może wzrosnąć u nas rynek kredytów hipotecznych?
Istotnym czynnikiem, który na to wpłynie, jest poziom dewaluacji złotego. Ten rynek natomiast rośnie i nie jest tak, że on wysechł, co wielu już wieszczyło. Mówimy przecież o stałym przyroście wartości przyznawanych kredytów – rzędu kilkunastu procent rocznie. To nie jest źle, choć były lata, że ten akurat rynek rósł nawet o 60 procent rok po roku. Wydaje mi się jednak, że to wtedy sytuacja była nienormalna, a nie dzisiaj. Teraz, kiedy osiągamy 20-procentowy przyrost, mówimy o kryzysie. W wielu krajach tzw. Zachodu czegoś takiego nie widziano chyba nigdy.

Rozmawiał: Jarosław Latacz